piątek, 26 marca 2010
Via Capo d`Africa
Pierwszego dnia sierpnia z czerwoną walizą, sięgająca mi do pasa wdrapałam się na drugie piętro mieszkania, które wynajęłam na Via Capo d`Africa.
Wspięłabym się na secondo piano godzinę wcześniej, gdyby nie życzliwość Włochów...
Każdy chciał pomóc la bionda, która wysiadła z metra Colosseo i nie miała zielonego (właściwie żadnego) pojęcia, w którą stronę skierować zlane potem ciało.
W ręku dzierżyłam, oczywiście, zakupioną wcześniej w Polsce i przestudiowaną wzdłuż i wszerz mapę Rzymu. Wielką czerwoną kropką zaznaczyłam na niej moje mieszkanie - podziwiałam ją ja i wszyscy usłużni Włosi.
Wszyscy, włącznie ze mną mieli (a raczej nie mieli) odmienny "zmysł przestrzenny". Jedni kazali iść w lewo, drudzy w prawo, jeszcze inni przed siebie (wprost na oświetlone i oblegane przez turystów Koloseum).
Stałam przed wejściem do metra prawie godzinę, w czasie której nawiązałam więcej dialogów i znajomości niż przez cały tydzień w Polsce.
Byłam zmęczona, rozpływałam się z gorąca, panikowałam, bo powinnam odebrać mieszkanie od właściciela pół godziny temu (jeszcze wtedy nie wiedziałam, że non c`e problema), a mimo to, czułam się szczęśliwa, jak nigdy w życiu.
29 stopni Celsjusza o 22 wieczorem, bluzka przyklejająca się do ciała, słowa: bene, vicino, carina ... bezcenne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz