poniedziałek, 19 lipca 2010

in tenda


Jutro wylatujemy!
Plan jest taki: nie przechodzimy przez pasy, omijamy mężczyzn w kanarkowych koszulach, nie śmiejemy się (w ogóle się nie uśmiechamy!) i nie chodzimy do kina. Najlepiej będzie jeśli wcale nie będziemy wychodzić z namiotu. Wtedy jest szansa, że nie narazimy się mafii i przeżyjemy.
Chyba, że wybuchnie Etna... (już widzę minę mojej mamy, gdy to czyta!).

sobota, 17 lipca 2010

la piovra


Włosi mówią o mafii la piovra, czyli ośmiornica. Jej macki sięgają wszędzie, są wplecione w legalną gospodarkę Italii. Całkowita likwidacja mafii wydaje się niemożliwa. Wielu próbowało z nią walczyć. Bez skutku...
Za czasów Mussoliniego dowódca policji - Cesare Mori, rozpoczął krucjatę przeciwko mafijnym bossom. Prawdopodobnie udałoby mu się osiągnąć zamierzony cel, gdyby nie interwencja Stanów Zjednoczonych, które w 1943 r., przygotowując się do inwazji na wyspę, nawiązały za pośrednictwem amerykańskich gangsterów włoskiego pochodzenia kontakt z sycylijską mafią. Aliantom zależało na informacjach, członkom mafii na władzy...
Po zdobyciu Sycylii, w 62 miastach, rządy przejęli ludzie mający kryminalne powiązania.
Mafia stała się niezwyciężona.

La piovra była, jest i będzie...
Ci, którzy próbują się jej przeciwstawić, nie cieszą się, niestety, długim życiem...

środa, 14 lipca 2010

mafia


Czy mafia jest widoczna we Włoszech? Czy może być niebezpieczna dla przeciętnego turysty? - zapytałam Vincenzo pewnego pięknego wieczoru podczas spaceru w Villa Borghese.
Ależ nie - odparł Italiano - chyba, że wejdziesz niespodziewanie na pasy i auto bossa będzie musiało gwałtownie zahamować albo jeśli przez przypadek popchniesz w kolejce do kina syna szefa, albo zbyt długo popatrzysz na mężczyznę w kanarkowej koszuli, który jest kuzynem kuzyna syna szefa, albo zaśmiejesz się na widok ratlerka z kokardką na głowie należącego do ciotki kochanki bossa, albo...
A tak poza tym, to mafia kocha turystów - dodał Vincenzo z uśmiechem od ucha do ucha.
Od razu poczułam się bezpiecznie...

czwartek, 8 lipca 2010

mia Roma


Rzym jest najpiękniejszy wczesnym rankiem, gdy wszystko dokoła budzi się do życia (oprócz turystów, dzięki Bogu, którzy odsypiają eskapady po locali notturni).
Tylko bladym świtem można zobaczyć prawdziwe miasto, usłyszeć rzymskie odgłosy, doświadczyć bycia w Rzymie.

W dzielnicy żydowskiej o 6 rano Żyd zamiata schodki przed synagogą niedaleko Via del Tempio. Podnosi głowę na dźwięk moich kroków, uśmiecha się.
Kilkaset metrów dalej przed Ponte Fabrizio stara kobieta pcha pod górę wózek ze swoim życiem... powoli, krok za krokiem. Idę za nią, obie robimy postój pod pomnikiem na Isola Tiberina.
Na Trastevere niespotykana cisza...
Przez otwarte okno domu na Via dei Salumi widzę siwiejącego introligatora, który zdmuchuje kurz z wyciąganych z kartonu książek. Dotyka okładek, bada je delikatnie opuszkami palców, a następnie odkłada na stół. Za chwilę rozpocznie się operacja przywracająca je do życia...
Idę dalej... Czas wracać... a tak bardzo nie chcę wracać... Tak rzadko ma się okazję zobaczyć życie...

piątek, 2 lipca 2010

Sicilia - ancora volta


Dzisiaj jeszcze "piwo z Polska", ale w myślach już wino z kartonika zakupione we włoskim supermercato "Coop" degustowane na ławce w parku.
Przed chwilą rozmowa o Włoszech, za kilkanaście dni opowieść o Polsce na Sycylii.
Za plecami, obok przy stoliku lingua italiana, która cieszy w Poznaniu jak nic, wkrótce włoski każdego dnia i radość z usłyszenia lingua polacca w małej wiosce na południu wyspy.

Nie będzie rozmowy z Rzymu do Messyny, ponieważ bilet na pociąg kosztował więcej niż bilet lotniczy z Roma do Palermo. Absurdalne, ale prawdziwe!

Czytam, sprawdzam i odkrywam niesamowite rzeczy - między innymi blu-express (włoski przewoźnik, a raczej "przelotnik", który oferuje bardzo korzystne, zwłaszcza dla polskiej kieszeni, loty krajowe).

Zaoszczędzimy z niewłoskim Paolo 8 godzin... i będzie prawdziwa włoska cena w restauracji na Lipari z widokiem na mar Tirreno.