środa, 29 września 2010

seduttore - parte 3


Wieczorową porą brunet w obcisłym podkoszulku rusza na łowy.
Trzy razy rzuca okiem na przylizaną żelem grzywkę odbijającą się w witrynie sklepu Dolce&Gabbana, kontroluje, czy okulary słoneczne przesłaniają połowę twarzy, tak jak powinny (żeby czasem nie zsunęły się na czubek nosa, żeby tylko nie odsłoniły małych kresek zamiast oczu!), czy pasek nabity ćwiekami współgra z kolorem, fasonem i fakturą spodni.
Jest bene. Uśmiech od ucha do ucha i można ruszać. Ławki w parku należą już do niego.

Ten typ seduttore jest niegroźny. Nie maltretuje swojej "ofiary" po usłyszeniu no komplementami wątpliwej jakości przez następną godzinę, tylko błyska w uśmiechu białymi zębami i oddala się, zabierając ze sobą zapach Roma for men.
Gorzej, gdy trafi się na seduttore w siateczkowej koszulce, która ma uwydatniać bujnie porośniętą, przez matkę naturę ofiarowaną, klatę (nie klatkę!) piersiową.
Wtedy na nic się zda no powtarzane z uporem maniaka co dwie sekundy, mowa ciała informująca o braku zainteresowania, wzdychanie i ignorowanie Italiano.
Wtedy trzeba się ewakuować... jak najdalej i jak najszybciej, żeby nie dać seduttore możliwości dogonienia nas i uskuteczniania swojego podrywu dwie ulice dalej.

poniedziałek, 20 września 2010

seduttore - parte 2


Niewłoski Paolo włoski nie jest. To fakt.

Kiedyś powiedział, że na jego przykładzie mogę tłumaczyć dzieciom, co to jest oksymoron...
A więc oksymoron to... romantyczny Paolo.
Romantyzmu w nim tyle, ile we mnie energii jesienią. Zero, null, niente!

niewłoski Paolo: O, masz kwiatka, skąd?
la bionda: Kupiłam sobie. Skoro Ty mi nie kupujesz, to robię to sama.
niewłoski Paolo: To może oddam ci pieniądze i będzie ode mnie?

Tak... niewłoski Paolo seduttore nie jest...
Za to na motorino prezentuje się nieźle, robi najlepszą na świecie pizzę, ogląda ze mną ambitne włoskie filmy (i już nie wzdycha), a co najważniejsze jeździ i lata ze mną do mojej Italii.

To może jednak jest trochę włoski ten niewłoski Paolo?

wtorek, 14 września 2010

seduttore - parte 1


Italiano jest uwodzicielem. To fakt.

Po powrocie do Polski stwierdziłam, że założę biuro podróży dla sfrustrowanej, niedocenianej, zakompleksionej, tu i ówdzie zaokrąglonej, z pewnym nadmiarem lub z pewnym niedoborem pewnej tkanki w pewnym znanym kobiecie miejscu (dlaczego jak chudniemy, to nie ówdzie, tylko właśnie TU?) płci, którą wyślę do słonecznej Italii, by zobaczyła siebie oczami Włocha i zrozumiała, że jest bella a nawet la piu bella.

Na Nowym Świecie miałam wielkie lustro (swoją drogą myślę, że to przekleństwo kobiet wymyślił facet), które z brutalną obojętnością mnie pokazywało. Skoro pokazywało, to widziałam... nogi nie takie jak ma Haidi, oczy nie takie jak ma Anka, włosy nie takie jak ma Marta.
Ale gdy pojechałam do Włoch...
Oczy, nogi, uśmiech, włosy - wszystko najpiękniejsze. I chociaż przypuszczałam, że Vincenzo komplementuje w ten sposób każdą una bionda, to nie miało to znaczenia, bo on wierzył w to, co mówił, a co najważniejsze, ja uwierzyłam.
Dobrze byłoby widzieć siebie oczami Italiano zawsze. Niestety... Trzeba pojechać do Włoch, a potem, by podtrzymać stan zachwytu nad sobą, zamienić wielkie lustro na małe, okrągłe, dyndające na sznurku w łazience. Ja tak zrobiłam...

poniedziałek, 13 września 2010

Italia e Europa

Nie mam weny ostatnio... A ponieważ nie chcę, by mamma dzwoniła i mówiła: "nic ostatnio nie zamieszczasz na tym swoim blogu", to zamieszczam.
Dzięki wprawionej w blogowym boju A. wiem już jak!
Znakomity filmik Bruno Bozzetto, czyli za co lub pomimo czego kocham Włochy...
Niestety nie w czerni i bieli...

I Pirati A Palermu

niedziela, 5 września 2010

"Mine Vaganti. O miłości i makaronach."





Co można zrobić w sobotni wieczór, gdy brzuch wypełniony po brzegi pyszną pizzą, a niedosyt "włoszczyzny" wciąż jest w człowieku? Można, a nawet trzeba, wybrać się do kina na film "Mine Vaganti. O miłości i makaronach", żeby nasycić się kolorami miasteczka, w którym rozgrywa się akcja, śpiewnym językiem, a przede wszystkim miłością, która choć czasem trudno przychodzi bohaterom, na pewno jest w ich życiu obecna. Wszyscy jej pragną, niektórzy strasznie się jej boją, jeszcze inni nie chcą się do niej przyznać.
„Nigdy nie pozwól sobie wmówić, kogo masz kochać i kogo nienawidzić. Zawsze ci źle doradzą” - mówi babka Tomasso, który wraca z Rzymu do rodzinnego miasta, by ogłosić familii, że jest gejem, że kocha... nie ekonomię jak myślał ojciec (świetny Ennio Fantastichini) i nie koleżankę ze studiów, jak sądziła matka. Niestety brat Antonio postanawia go ubiec i zdradza własny sekret...
Więcej napisać nie można!Trzeba samemu poznać historię rodziny Cantone i dowiedzieć się jakie tajemnice skrywa babka, ciotka Luciana i Antonio.

Film mówi o tym, że każdy z nas ma jakieś sekrety. Ukrywając to, co jest częścią nas, nie pozwalamy na bycie sobą, uszczęśliwiamy wszystkich dookoła, tylko nie siebie.
Perche?
Przecież sekrety mają to do siebie, że prędzej, czy później i tak wyjdą na jaw. Oby wtedy nie było na coś ważnego za późno...

środa, 1 września 2010

"niente, non c`e problema"


Co różni Italiano od Polaka poza ciemną karnacją, predkością wypowiadanych słów na minutę i nadpobudliwością psycho-ruchową, czyli ręcznym ADHD (jak nazwałam na własny użytek tę iście włoską cechę)?

Włoch się niczym nie przejmuje. Nie martwi go, że zaspał do pracy, że zagadał się się z przyjacielem i nie zdążył na ostatni autobus, że powinien otworzyć firmę dwie godziny temu (w związku z tym koczowanie na schodkach wypożyczalni skuterów mamy już z niewłoskim Paolo opanowane do perfekcji!).
Jakoś to będzie, grunt się nie przejmować, stres to wróg Italiano.
Na właściciela wypożyczalni skuterów w Cefalu czekaliśmy i czekaaaaaliśmy. W tym czasie o drzwi obijali się inni potencjalni klienci, zdziwieni równie mocno jak my wywieszką w oknie, która informowała, że biuro czynne jest już od dobrej godziny. Po kolejnych minutach czekania pojawił się "szef", który omówił z nami szczegóły, umówił się na odbiór skutera, powiedział a domani, po czym... opuścił wypożyczalnię z nami. Zamknął ją na cztery spusty i pognał w siną dal...
Moja siostra skwitowała to jednym zdaniem: "Niedługo skończą jak Grecja". A ja sobie pomyślałam, że nawet gdybym miała skończyć jak Greczynka, to chciałabym posiadać tę włoską cechę i w końcu mieć, mówiąc kolokwialnie, wszystko w pompie. Wszystko, nie wszystkich - bo to też różni Italiano od Polaka. Niestety...