sobota, 21 września 2013

io sono il loro

No i się zaczęło...
Pochody (prawie pierwszomajowe), prowadzanie się pod rękę ("od jednego baru do baru"), wysiadywanie na ławeczce vis a vis drzwi.
Le donne trójkami i parami paradowały przed naszym balkonem, na którym raczyliśmy się włoskim winkiem. Buona notte, uśmiechy i spojrzenia - te ukradkowe i te "oczywiste". Wieczorna passeggiata...
A ranki należały do sąsiada, który wiernie ze swoim pieskiem "czekał" na nas na ławce.

Wszyscy czekali, wszyscy wiedzieli. Sklep się "ożywiał", gdy tylko wchodziliśmy do niego.
Każdy zagadywał, chciał rozmawiać, zapoznać. Byliśmy na językach. A po kilku dniach, byliśmy ich.


Po rozmowie z przyjaciółką, która była z rodziną we Włoszech i "nie zachwyciła się", zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie nie idealizuję tej "mojej" Italii. Bo według Smoka... wcale nie najlepsza pizza i wcale nie najlepsze lody. Może i nie (z gustami się nie dyskutuje, chociaż dla mnie najlepsze!), ale ja nie dla lodów, pizzy, makaronów czy nawet krajobrazów jeżdżę/latam do Włoch.

Uwielbiam tam być właśnie dla tego jednego uczucia...
Uczucia, że jestem ich!

piątek, 20 września 2013

VESPA!

Wiem, przepraszam... Długo mnie tu nie było. Powrót do pracy, nowe obowiązki. Zmęczenie materiału...
Ale jutro będę z nowym postem. Bo energia we mnie taka, że góry mogłabym dziś przenosić.
Niewłoski przywiózł dzisiaj kilka kartonów i pewien znaczek, który odmienił ten szary dzień.
Jest Vespa! Jeszcze w częściach, ale cała moja. Moja Vespa!
Marzenia się spełniają.