piątek, 19 marca 2010

sdrammatizzare


Kiedy stoję w kilometrowym korku, którego końca nie widać, a za 15 minut zaczyna się moja rozmowa kwalifikacyjna, panikuję.
Gdy muszę za dwa dni oddać w pracy plan, którego szkicu nie mam nawet w głowie, wariuję ze strachu, a ból brzucha nie daje spać w nocy.
Dopada mnie panika, gdy klucz od mieszkania (notabene jedyny egzemplarz) wpada mi (oczywiście przez przypadek) do kratki ściekowej, gdy spóźnia się autobus i wiem już na pewno, że nie zdążę do pracy, gdy gasną wszystkie światełka na wyświetlaczu piekarnika mojej siostry (użytego bez jej zgody), w której przed chwilą znajdowała się zrobiona przez Paolo pizza.
A co robi wtedy Włoch? NIC. Przecież nie ma na to wszystko wpływu. Spokojnie wędruje do baru albo trattorii. Do mieszkania nie wejdzie, bo nie ma klucza, do pracy i tak jest spóźniony, więc po co jechać? Piekarnik zepsuty a Italiano jest głodny... allora... pizza e limoncello. Nie ma co drammatizzare!
Ile razy słyszałam od Włochów Non c`e problema. Rzeczywiście...
NIE MA PROBLEMU!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz