wtorek, 27 kwietnia 2010

Campo de`Fiori - parte 2


Na środku Campo stoi pomnik Philippo Bruno, który w 1565 wstąpił do zakonu dominikanów i przyjął imię Giordano. Buntownik z wyboru został spalony na tym placu w 1600 roku. Oskarżono go o kłamstwa i szerzenie herezji.
Początkowo Bruno zgodził się na publiczne odwołanie i potępienie swoich pism oraz teorii, jednak później zmienił zdanie. Więziono go sześć lat, próbując złamać jego wolę, siłę i dumę. Bez skutku...

Campo de`Fiori to jedno z miejsc, gdzie naprawdę czuć historię.

Pod pomnikiem siadają młodzi ludzie palący sigarette, dziadkowie, którzy chcą dać odpocząć nogom, żydzi, którzy na piedestale rozkładają koszerne jedzenie i przywołują Ciebie ruchem ręki, byś zrobił im zdjęcie.
Przy pomniku spotykają się zakochani, umówieni na spotkanie przyjaciele, staruszkowie, którzy za chwilę usiądą, przy którymś ze stolików na placu i wypiją zimne piwo.
Na pomniku białe i szare gołębie, a nad nim "spłukane deszczem, poruszone gromem, łagodne oko błękitu", które nie tylko historią Romea i Julii się wzruszyło.
Na Giordano spada kropla, potem druga i trzecia.
Deszcz... Pada.. Pierwszy raz od mojego pobytu w Rzymie.
Deszcz na Campo de`Fiori.
A w deszczu - Giordano Bruno!

piątek, 23 kwietnia 2010

Campo de`Fiori - parte 1


Na Campo de`Fiori pachnie bazylia, tymianek i oregano. Czerwone od słońca pomidory i żółte cytryny czuć już od Chiesa del Gesu. Feria zapachów, które łaskoczą w nos i sprawiają, że ślinka napływa do ust.
Ilość intensywnych kolorów oszałamia. Wszystkiego chce się dotknąć i spróbować.
Owoce, warzywa, zioła, wina, sery, kwiaty i... ludzie.
Śmiejący się, rozgadani, zatrzymujący się przy kolejnej bancarelli, by zamienić kilka słów o pogodzie, reumatyzmie matki, kłopotach syna w szkole.

Salvatore każdego ranka od poniedziałku do piątku rozkłada rozpływające się w ustach winogrona i czeka... Po godzinie pojawiają się stali klienci, którzy starym zwyczajem pytają: "Czy świeże, czy soczyste, czy słodkie?".
A on uśmiecha się i kiwa głową. Podaje małą kiść na spróbowanie starszej pani w pięknej zielonej sukience w maki.
Uśmiecham się i ja, widząc, jak kobieta oblizuje mokre od winogronowego soku palce, a jej twarz rozświetla un sorriso dolce.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

la dolce vita


Italiano wierzy, że życie jest słodkie, mimo iż ogni giorno stoi w kilometrowym korku w drodze do pracy i wysłuchuje płynących z samochodowego radia informacji o kolejnej seksaferze z Berlusconim w roli głównej.

Włoch ma w sobie umiejętność pomijania tego, co złe i eksponowania w życiu codziennym tego, co dobre.
To nic, że rząd zabiera mu sześćdziesiąt procent zarobków, szef wciąż unika tematu o podwyżce, a wczoraj przyszedł mandat za przekroczenie prędkości (to żona próbowała pokonać barierę dźwięku swoim nowym Bugatti, ale to oczywiście on będzie musiał zapłacić).

To nic, bo Italiano wie, że to ziarenko gorczycy, które teraz "smakuje" na języku, służy temu, żeby za kilka dni jeszcze bardziej odczuć słodkość życia.

To, co najlepsze, ujawnia się u Włocha w chwilach trudności. Kryzys zamieniamy w festę - powiedział Beppe Severgnini.
Biorąc pod uwagę fakt, iż rząd, ruch uliczny i praca wciąż piętrzą przed Italiano problemy, to nikogo nie powinno dziwić, że w Italii trwa niekończąca się festa.

czwartek, 15 kwietnia 2010

la vita e bella


Często zapominam o tym, że mam powody, by się cieszyć.
Mogę sama sobie zawiązać buty, widzę litery, które zapełniają włoski kryminał dla średnio zaawansowanych, mam małą, ale "własną" mansardę przy Starym Rynku, pracę (znów na zastępstwo, ale... ważniejsze, że zarabiam i na waciki oraz podróż na Sycylię starczy), poza tym są ludzie...
Zapominam...
Rzadko pamiętam, żeby cieszyć się życiem.

Italiano wręcz przeciwnie... pamięta!
Że czas przecieka przez palce, że nie warto się zamartwiać, myśleć o jutrze i ewentualnym braku pracy, że ważne jest teraz i niente piu.

Avvenga quel che vuole, czyli "niech się dzieje, co chce" mówi Włoch i zagłębia się w ratanowym fotelu z gazetą w jednej ręce i lampką wina w drugiej (w tym momencie narzeczona, właściwie już była narzeczona, pakuje do walizki jego rzeczy).

Italiano umie docenić swoje życie, nawet jeśli nie jest ono zachwycające.
Zawsze znajduje pozytywy.
Co prawda wciąż mieszkają z nim jego 36-, 35- i 32-letni synowie, którzy permanentnie studiują (słowo "praca" jest im obce), żona przytyła 80 kg, a sąsiad kupił sobie nowego Fiata Bravo z reklamy z Gianną Nannini, gdy on sam ma tylko Fiata Punto, ale czy to powód, by zgrzytać zębami i rwać włosy z głowy? Ależ nie!
Italiano ma z kim pograć w karty oraz pooglądać przy piwie mecz w telewizji, żona gruba, więc nie zdradzi, bo nikt jej nie zechce (no i gotuje perfetto), a co do Fiata Bravo... zawsze można sąsiadowi spuścić z koła powietrze lub lekko zarysować karoserię kluczem.
Tak!
Życie jest piękne!

niedziela, 11 kwietnia 2010

piano, piano


Uwielbiam ten brak pośpiechu, który odczuwam, gdy jestem we Włoszech.
Powolny spacer, długa rozmowa na ławce w cieniu drzewa, świadomość, że nic nie muszę, nigdzie się nie spieszę.
Przechodnie wędrują w niedzielę środkiem zamkniętej dla ruchu ulicy łączącej Koloseum z Placem Weneckim. Wśród nich - ja.
Idę powoli na Campo dei Fiori.
Wokół głosy, śmiech, dochodzące z oddali dźwięki klaksonów.

We mnie spokój oraz rozleniwienie od słońca i pizzy, którą przed chwilą zjadłam.

Im bliżej Campo tym więcej odgłosów, tym szybciej buty wystukują rytm na rzymskim bruku.
Krew zaczyna żywiej krążyć w żyłach...
Coraz więcej ludzi... Barwny tłum przyspiesza... Coraz szybciej, coraz głośniej...

Jestem na miejscu...
Na miejscu jest też "mój" saksofonista.
Gra... a ja siedzę pod pomnikiem Giordano Bruno i czuję, jak bije moje serce. Coraz szybciej... coraz głośniej...

środa, 7 kwietnia 2010

corso d' italiano


Zamiast wydawać pieniądze na kurs językowy, lepiej przeznaczyć je na gelato i pizze.
A potem pójść do któregoś z rzymskich parków lub skierować się ku najbliższej piazza, usiąść na ławce, fontannie, schodkach (gdziekolwiek się da) i poczekać.
Nie minie nawet 10 minut, gdy pojawi się nauczyciel/nauczycielka języka włoskiego...

Polecam sprawdzone miejsca - park przy Piazza Venezia, druga z lewej ławka na Via dei Fori Imperiali, Piazza Navona, sklepik Tabacchi (równoległa ulica do Via Capo d' Africa), Piazza Colonna.
Można tez pokręcić się przy Colosseo i poszukać w tłumie Włocha w żółtych spodenkach. Przy odrobinie szczęścia będzie to Vincenzo!
To właśnie z nim na ławkowych sesjach zgłębiałam językowe zawiłości lingua italiana.
Na schodach hiszpańskich analizowaliśmy włoskie słowo "curva" i jego polski brzmieniowy odpowiednik, przy fontannie niedaleko Via Arenula poznałam znaczenie wyrazu "puttana" oraz inne określenia opisujące kobietę lekkich obyczajów (po włoskim "curva" kilka lekcji zostało zdominowanych przez tego typu nazewnictwo), w cieniu Koloseum natomiast nauczyłam się przeklinać...
Żadna szkoła językowa Was tego nie nauczy! Nawet tak droga jak moja!

niedziela, 4 kwietnia 2010

perfetto


Wczoraj dostałam wiadomość od Franco.
Napisał: Il tuo italiano è perfetto.

Zawsze, gdy zaczynam mówić po włosku, słyszę od Włochów, że parlo molto bene.
Wystarczy, że powiem dwa zdania - zapytam o drogę, poproszę w kawiarni o kawę, przedstawię się włoskiemu miłośnikowi una donna bionda - niezmiennie jestem przekonywana, że mój italiano jest perfetto.


Przed podróżą do Włoch, wystarczy nauczyć się kilku podstawowych słów i powtarzać je z uśmiechem, by Italiano kiwał głową i twierdził, że bene i nie trzeba uczyć się więcej.

Wciąż mówię źle po włosku w Polsce, ale we Włoszech po włosko-niewłosku mówię perfetto.
Według simpatici Italiani rzecz jasna!

sobota, 3 kwietnia 2010

la lingua italiana - parte 3


Rzym odwzajemnił moje uczucia.

Mieszkałam w Roma, jadłam pizze i spaghetti, chodziłam do szkoły, by nauczyć się języka.
Po kilku dniach zrozumiałam, że nie będzie to takie proste, jak myślałam.

Zajęcia w szkole opierały się na rozmowie, ale niestety nie z rodowitym Italiano, tylko z taką samą ciemną (a nierzadko nawet ciemniejszą) masą językową jak ja.
Na moje nieszczęście do pary trafiała mi się często przemiła Francuzka, której, gdy mówiła po "włosku", nie rozumiałam ni w ząb. Jedyne co byłam w stanie rozszyfrować, to jej 'bonżorno" wypowiadane po wejściu do sali.
Dyskusja na temat przeczytanego artykułu o legalizacji miękkich narkotyków była totalną klapą...

Wtedy zamieniłam naukę z Charlotte, Gudrun i Yoshimitsu na rozmowy z Vincenzo - bezrobotnym aktorem, Marcello - sprzedawcą sigarette, Marco - właścicielem kawiarenki internetowej w dzielnicy żydowskiej i ... zaczęłam się uczyć mówić po włosku.
ZA DARMO!

piątek, 2 kwietnia 2010

la lingua italiana - parte 2


Moje uczucie do języka włoskiego nasiliło się po obejrzeniu reklamy Fiata Bravo, do której piosenki i głosu użyczyła Gianna Nannini.
Postanowiłam rozszyfrować słowa "Meravigliosa creatura" i rozpoczęłam mozolne wkuwanie słówek.

Obłożyłam się tonami podręczników do nauki, słuchałam płyt (a nawet kaset pani Tylusińskiej), wydawałam pieniądze na korepetycje... i wciąż nie rozumiałam, che cosa dice Italiano, zwłaszcza, gdy mówił w naturalny dla siebie sposób, czyli z prędkością światła.

Nocami śniło mi się, że prowadzę z Włochami konwersacje na temat życia, filozofii oraz literatury. Tylko wtedy mówiłam tak śpiewnie i płynnie jak oni.
Postanowiłam "tylko wtedy" zamienić na "zawsze" i w sprzyjających warunkach, w naturalnym środowisku po prostu wchłonąć w siebie umiejętność swobodnego parlare.

Rozpoczęłam mozolne zbieranie pieniędzy.
Obłożyłam się przewodnikami oraz ulotkami szkół językowych w Rzymie (wiedziałam, że to musi być Roma), słuchałam relacji słuchaczy i byłych uczniów, zmniejszyłam racje żywieniowe, pracowałam w pięciu miejscach... i wciąż nie miałam wystarczającej kwoty, by zrealizować swój plan.
Nie poddawałam się jednak, bo wiedziałam, że moja miłość nie może pozostać nieodwzajemniona!