środa, 27 marca 2013

i soldi non fanno la felicità?

Przysłowie mówi, że pieniądze szczęścia nie dają. Hmmm, może w nadmiarze?
Co robić z "wielką" gotówką? Można trzymać ją w słowniku, jak czynił swego czasu Kaprallo lub ukryć przed rodziną w starej pufie (dziadek Niewłoskiego).
Można też przynieść ją na posterunek policji z prośbą o przechowanie... Tak zrobił pewien 90-letni Włoch, który nie ufał bankom.
50 tysięcy euro - tyle udało się staruszkowi uzbierać przez całe życie!

Zaciskam pasa, odkładam!
Co prawda i soldi non fanno la felicita, ale może na mały, włoski domek w końcu uzbieram.
Do pełni szczęścia brakuje mi tylko piccola casa!



http://biznes.onet.pl/przyniosl-na-posterunek-50-tys-euro-bo-nie-ufa-ban,18491,5270324,news-detal

sobota, 16 marca 2013

Franco

Wiecie, że nigdy nie spotkałam Franco!
Kilka lat temu dostałam wiadomość przez Couchsurfing... od pewnego starszego pana, który mieszka w Abruzzo. Nawet nie pamiętam, co Franco napisał w mailu. W każdym razie odpisałam. I tak sobie pisaliśmy od czasu do czasu - życzenia na święta, urodzinowe pozdrowienia.
Dzięki zdjęciom poznałam jego rodzinę, zobaczyłam jak i gdzie mieszka. I tyle... Taka korespondencyjna znajomość.

Wspomniałam mu w mailu, że planujemy z Niewłoskim i małą Niewłoską podróż do Włoch. W odpowiedzi otrzymałam taką oto wiadomość: non è problema di stare a casa mia di Pietranico...da lì potete venire a Chieti, Pescara, andare a Roma e gusstare la veraa e semplice vita di paese...io vi darò la chiave della casa e ci vediamo come possiamo...ciao baci, franco.
W wolnym tłumaczeniu i po skróceniu (dla mojej mamy, która wiernie czyta)-"daję wam mój dom w Pietranico, poznacie prawdziwe wiejskie życie".

Napiszę jeszcze raz - nigdy nie spotkałam Franco! Napiszę po raz setny - kocham Włochów!!!

wtorek, 12 marca 2013

Perche scrivo?

Ten blog z założenia miał być o Włoszech, o tym co włoskie. O mnie nie miało być wcale, bo nie jestem typem ekshibicjonistki.

Ale się nie dało uciec od siebie, bo przecież ja i Włochy to jedno. Więc czasem przemycałam to i owo - że jakiś Niewłoski jest, że mała Niewłoska się pojawiła, że uczę, że gdzieś tam bywam i coś tam czytam.

A dzisiaj znów coś napiszę o sobie.

A więc... dawno, dawno temu... zachorowałam.

To był czas, gdy myślałam, że nic mnie już nie czeka, to był czas, gdy naprawdę fizycznie cierpiałam.

Po co to piszę? Bo dzisiaj rozmawiałam przez telefon z przyjaciółką o marzeniach.

Myślałam WTEDY, że nie mam po co marzyć.

A jednak... Dzięki chorobie stałam się silniejsza.

Dotknęłam Włoch, zamieszkałam przy Koloseum.

Piszę to też dlatego, że jest ktoś, kto chyba potrzebuje marzeń. Ktoś, kogo los doświadczył bardziej niż mnie.

Może pomożecie... Z góry dziękuję.
http://www.kaminski.pl/pl/podopieczni/katarzyna-ujazdowska.html