niedziela, 11 kwietnia 2010
piano, piano
Uwielbiam ten brak pośpiechu, który odczuwam, gdy jestem we Włoszech.
Powolny spacer, długa rozmowa na ławce w cieniu drzewa, świadomość, że nic nie muszę, nigdzie się nie spieszę.
Przechodnie wędrują w niedzielę środkiem zamkniętej dla ruchu ulicy łączącej Koloseum z Placem Weneckim. Wśród nich - ja.
Idę powoli na Campo dei Fiori.
Wokół głosy, śmiech, dochodzące z oddali dźwięki klaksonów.
We mnie spokój oraz rozleniwienie od słońca i pizzy, którą przed chwilą zjadłam.
Im bliżej Campo tym więcej odgłosów, tym szybciej buty wystukują rytm na rzymskim bruku.
Krew zaczyna żywiej krążyć w żyłach...
Coraz więcej ludzi... Barwny tłum przyspiesza... Coraz szybciej, coraz głośniej...
Jestem na miejscu...
Na miejscu jest też "mój" saksofonista.
Gra... a ja siedzę pod pomnikiem Giordano Bruno i czuję, jak bije moje serce. Coraz szybciej... coraz głośniej...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz