niedziela, 28 lutego 2010

l`attore - parte 1


Znajomość piosenek Giusy i najlepszego smaku lodów zawdzięczam Vincenzo Fabbricatore.
Poznałam go w małym parku niedaleko Piazza Venezia, gdy z zaciętym wyrazem twarzy studiowałam mapę Rzymu, udając świetnie zorientowaną i świetnie rozeznaną odnośnie miejsca mojego położenia, a raczej siedzenia, oraz miejsca mojego przeznaczenia.
Aktorka ze mnie żadna... i do dzisiaj nie nauczyłam się czytać mapy.
No więc, gdy tak wpatrywałam się z zapartym tchem w jeden punkt na mapie, który cokolwiek mi mówił (mieszkałam wtedy niedaleko Koloseum, więc wystarczyło tam dotrzeć i już byłam w domu!), usłyszałam "ciao" i zorientowałam się, że ktoś stoi nade mną i zabiera mi część promieni UV. To był właśnie Vincenzo, równie nieudolny aktor jak ja (tylko, że on w przeciwieństwie do mnie skończył aktorstwo!).
No i zaczął się (podobno, jak dowiedziałam się później, sprawdzony i opatentowany przez jego kolegów) popis miernej gry aktorskiej, czyli tak zwany podryw. Vincenzo uśmiechnął się (podobno bezradnie), spojrzał mi głęboko w oczy (podobno uwodzicielsko) i niskim, gardłowym głosem (podobno ćwiczył go każdego dnia rano) zapytał, czy nie wiem przypadkiem, gdzie jest Piazza Venezia (podobno się zgubił biedaczyna).
Co prawda jestem blondynką, ale farbowaną i nie w ciemię bitą... Podałam mu więc mapę i poprosiłam, żeby się przesunął, perche voglio prendere il sole. Wystawiłam swoją, jeszcze bezzmarszczkową twarz do słońca i z półprzymkniętymi oczami czekałam na rozwój wypadków...

1 komentarz:

  1. witam
    SERDEcznie zapraszam Wszystkie blondynki do uczestnictwa w BLONDE LADY.więcej u mnie...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń