czwartek, 24 czerwca 2010

"Se la montagna non va a Maometto..."


Fabio nie przyleciał, bo ha un esame proprio in quei giorni e non ha potuto spostarlo.
Może i dobrze, bo lodówki nie mam za co zapełnić polskimi specjałami, a przecież samym chlebem i solą witać nie wypada. Zwłaszcza, że Fabio zasmakował w Pawłowej śliwowicy i nie chciałabym zawieść Italiano, dając mu do popitki polskie "piwo z Polska". Do braku funduszy doliczyć muszę brak czasu i zero wiedzy na temat mojego miasta. A Italiano tak pięknie opowiadał o Ferrarze... Pewnie chciałby, abym i ja przemierzyła z nim la mia citta i zabawiła się w przewodnika.
- A więc Fabio tu jest Stary Rynek, tu jest ratusz i eeeeeeeeeeee......... ogródki piwne!?
Poza tym jeden pokój Fabio to całe moje mieszkanie, więc żeby chłopak nie dostał klaustrofobii musiałabym na czas jego pobytu zmienić miejsce zamieszkania, a sił nie mam, bo choróbsko i z nosa cieknie, bo trzeba zamknąć ostatnie sprawy w pracy, bo jakieś imprezy pożegnalne... więc jak mówi moja mamma "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło".

Tylko, że nauka języka leży odłogiem i miałam nadzieję, że poparlamy...
No cóż... Se la montagna non va a Maometto, Maometto va alla montagna.

Fabio nie może przylecieć, to trzeba polecieć do Fabio...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz