środa, 26 maja 2010
la mia intuizione
Moja siostra twierdzi, że mam intuicję, że potrafię "odczytać" człowieka.
Myślałam tak samo do czasu mojego wyjazdu do Włoch...
Salvio wyglądał mi na członka Camorry i przez dwa pierwsze dni gościny u niego miałam przed zaśnięciem krwawe wizje:
1. moje zwłoki wrzucone do Tevere znajduje przypadkowy przechodzień,
2. w żarze i skwarze zbieram truskawki biczowana przez rosłego Włocha,
3. w kusej sukience szoruję szczoteczką do zębów podłogę w kuchni Salvatore
(to były te najmniej przerażające wyobrażenia, a wyobraźnię mam bujną, oj bardzo bujną).
Vincenzo na początku także nie wywarł na mnie pozytywnego wrażenia (żel na włosach i żółte spodenki odegrały w tym dużą rolę), a pierwszy mail od Franco rozebrałam na czynniki pierwsze, próbując doszukać się w nim przebłysku niecnych planów, bo przecież to NIENORMALNE, że chce ze mną pisać ktoś, kto mnie nie zna. A skoro pisze, to sicuramente czegoś ode mnie chce!
Do każdego z poznanych Italiani podchodziłam z rezerwą, każdy wydawał mi się zbirem lub podrywaczem. Jak bardzo się myliłam...
Salvio nauczył mnie, że czasem warto zamiast "nie, dziękuję" powiedzieć "tak, dziękuję".
Vincenzo pomógł mi zrozumieć, jak ważne jest to, co myśli się o samym sobie.
Franco w każdej wiadomości uwodzi mnie słowem (nigdy się nie spotkaliśmy, a on ma około siedemdziesięciu lat) i uczy radości życia.
Żaden nie okazał się mordercą... Wszyscy okazali się dobrymi nauczycielami.
Pokazali mi świat włoskimi oczami..
Jak dobrze tak się pomylić!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz