sobota, 7 sierpnia 2010

simpatici Italiani



Na Sycylii żyją dobrzy ludzie. Tak bardzo dobrzy, że człowiekowi "z Polska", z Poznania dokładniej mówiąc, trudno uwierzyć w to, czego dzięki nim doświadcza.
Jestem zaślepiona, kocham Włochy za i pomimo, peany na cześć Italiani głosiłam zawsze i pewnie o obiektywizm trudno mnie posądzić... Ale musicie mi uwierzyć... takich sympatycznych i otwartych la gente nie ma nigdzie.
Jeśli mi szczęka ze zdumienia opada do piersi, jeśli mój uśmiech nie schodzi z twarzy prawie przez 24 h na dobę, to znak, że Sycylia, w ilości spotkanych na drodze simpatici Italiani, bije na głowę Rzym i Neapol, Ferrarę i Wenecję, Florencję i Sienę .
Ile to razy zostaliśmy gdzieś z niewłoskim Paolo podwiezieni za darmo?
Ile razy nie zapłaciliśmy za bilet kierowcy i konduktorowi, bo wystarczył uśmiech?
W Acireale zapytany o drogę na kemping Sycylijczyk wpakował nas i nasze bagaże do Smarta (niewłoski Paolo ukrywał się za moimi plecami w czasie, gdy mijaliśmy policję - 3 razy!!!) i pognał z nami ulicami miasta w stronę La Timpa. Dowiózł nas na miejsce, wypakował bagaże, krzyknął buona fortuna, małymi, czarnymi oczkami strzelił i... już go nie było.
W Taorminie dostaliśmy od przechodnia bilety do teatru greckiego, a w kawiarni od jej właściciela granitę, która rozpływała się w ustach, w Letojanni zniżkę w restauracji z widokiem na Mar Ionio, a w Cefalu Italiano wsadził nas do autobusu zaprzyjaźnionego kierowcy, który podrzucił nas do centrum. Za darmo certamente!

I tak każdego dnia, na każdym kroku.

Nie dało się nie wychodzić z namiotu, nie udało się nie uśmiechać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz