niedziela, 16 października 2011

bestemmia


Przeklinam rzadko, ostatnio częściej ze względu na trwającą od miesiąca listowną i telefoniczną (o ile się w końcu dodzwonię) konwersację z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. Postanowiłam, więc przeklinać po włosku - bo i ładniej to brzmi, i jakoś tak nie razi w ucho, i nie każdy rozumie.
Bo gdyby pani w nowosolskim ZUS-ie wiedziała, co znaczą poniższe słowa, to chyba nie odesłałaby mnie z kwitkiem i fałszywym uśmiechem, tylko przywaliła prawym sierpowym, nie zważając na powagę zajmowanego przez nią stanowiska...
A przecież tak ładnie brzmią te słowa: puttana, troia, stronza, bastardo czy moje ukochane vaffanculo. Ta najpopularniejsza we Włoszech wulgarna odzywka straciła swą obraźliwą naturę. Tak orzekł Sąd Najwyższy Włoch w 2007 roku. Zajmował się sprawą radnego z Abruzji, którego skazano na grzywnę za skierowanie tego słowa do zastępcy burmistrza podczas bardzo burzliwej (jak to bywa u Włochów) narady. Sąd argumentował to tym, iż słowo bardzo się spopularyzowało i rozpowszechniło (słyszałam je codziennie w Rzymie - na szczęście nie wobec siebie, lecz będąc świadkiem kolizji, wymuszania pierwszeństwa, niezważania na znaki świetlne, przechodniów i innych kierowców).

We Włoszech nawet najgorsze przekleństwa brzmią jak piękna muzyka!

2 komentarze:

  1. no cóż, włoskie przekleństwo nie brzmią wprawdzie tak soczyście jak nasze, ale zawsze ...

    cóż się dziwić, u nas będzie można mówić "poszłem", bo to popularna forma. Trudno nauczyć się "poszedłem"...

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. jak słyszę "poszłem", to nóż mi się w kieszeni otwiera (w końcu polonistką jestem!). ale niestety słyszę je nagminnie, tak jak vaffanculo w Italii.saluti

    OdpowiedzUsuń