czwartek, 14 października 2010
in tram
Ostatnio znów miałam Włochy w Poznaniu. Dzięki maratonowi, który spowodował zatrzymanie ruchu, a tym samym utknięcie mojej zacnej osoby w tramwaju nr 8.
Siedziałam więc sobie w starej bimbie i... słuchałam. Dziwne... nagle ludzie w tramwaju zaczęli ze sobą rozmawiać. Zjawisko niespotykane w Polsce. Zazwyczaj każdy odwraca się do każdego plecami, oddala się jak tylko może od sąsiada, wciskając swoje członki w fotele, kasowniki i inne elementy tramwaju, a tu... proszę - konwersacja. Nic tak nie zbliża Polaków jak frustracja, kłopot, niezadowolenie. No więc zaczęło się od rozmowy o maratończykach, którzy powinni biegać, i owszem, ale nie w centrum, bo pani w loczkach do pracy się spieszy, a starszy pan w okularach na obiad do córki... I komu w ogóle chce się biegać? - pani w fioletach na pewno nie, dama z pieskiem sport lubi, ale latem - kąpiele morskie to jest to. I kto dał zgodę na te biegi po mieście? Ta władza! Te rządy! Tak, tak, co racja to racja! A Tusk, a Kaczyński? Słyszałam droga pani, że...
Prawie Włochy... prawie, bo Italiani gadają, bo lubią, a Polacy gadają, bo lubią narzekać. Ale i tak pouśmiechałam się do siebie pod nosem. Czasem jednak "prawie" daje radość...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz