Prawie dwa lata minęły od ostatniego posta.
Wiele się zmieniło, wiele wydarzyło. Dziecię ma już 8 lat, Niewłoski ma już sporo siwych włosów (twierdzi, że to przez nas, czyli mnie i małą Niewłoską, która już nie taka mała, bo do pierwszej klasy chodzi i pyskować zaczyna, bo włoski temperament odziedziczyła, nie wiadomo po kim!), a ja neurologopedą zostałam.
I trochę mniej było Włoch. Gdzieś rok temu wydarzyło się Bergamo, na półce pojawiło się kilka książek o Włoszech, skończyła się prenumerata "Italia. Mi piace!".
Ale miłość do Italii się nie skończyła, co to, to nie!
11 maja zrealizowałam jedno ze swoich marzeń - byłam na koncercie Andrea Bocielli.
Jak widać marzenia się spełniają. Wszystko się może zdarzyć!
Marzę jeszcze o koncercie Il Volo w Taorminie, marzę jeszcze o...
Ostatnio wiele złych rzeczy się wydarzyło.
I znów, jak to przy takich "okazjach" bywa, pojawiła się refleksja nad życiem.
Powtórzę, więc za Włochami la vita e bella.
Piękne, lecz kruche...
Vivi come se dovessi morire oggi.
Co będzie jutro? Nie wiem!
Ważne tu i teraz. https://www.youtube.com/watch?v=ciawICBvQoE
środa, 15 maja 2019
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz