
Wystarczy pobyć przez chwil parę samemu, we dwoje, porzuciwszy dziecię na łaskę i niełaskę trzech kuzynek, babci i ciotki-terrorystki (pewnie mnie siostra zabije za to, jakże dosadne, określenie).
Mały kluczyk do mieszkania (tym razem prezent nie od Franco, lecz "cioci", która pognała "świętować" do Warszawy), włoskie oliwki i wino, niewłoski film i Gregory Peck mówiący po włosku...
I chociaż nie była to una notte a Napoli, tylko trzy noce w Nowej Soli, to e stato bello.
http://www.youtube.com/watch?v=EB5p88eWHtg