piątek, 29 lipca 2011

Sicilia e Tosca


"Ta historia mogła się wydarzyć tylko na Sycylii" - tak zaczyna się wydana w 2010 roku książka Marleny de Blasi.

Gdy myślę o Sycylii, to widzę spalone słońcem twarze mieszkańców wyspy i połacie traw, słyszę cykanie cykad, czuję ruch gorącego powietrza, przed oczami stają staruszkowie, których ciężka praca na roli naznaczyła zmarszczkami.
Gdy pada hasło Sicilia to pojawiają się skojarzenia z mafią, trudną historią wyspy. To wszystko jest w opowieści pisarki - rzeczywiste zdarzenia, ludzie z krwi i kości, zapachy, smaki, odczucie gorąca - Sycylia jawi się w całej okazałości. Wyspa staje się bohaterką na równi z Toską.
"Tamtego lata na Sycylii" to poruszająca opowieść o miłości, poświęceniu i odwadze. Warto do niej sięgnąć, zwłaszcza gdy tego lata na Sycylii się nie będzie.

poniedziałek, 25 lipca 2011

ricordi


Wczoraj rano przy włoskim śniadaniu składającym się z włoskiej bułki, mozzarelli, pomidorów i tuńczyka oraz przy włoskich dźwiękach (rzewny Tiziano i jego Ti Scatterò una Foto) naszły mnie nostalgiczne wspomnienia dotyczące tamtego lata. Bo tamtego lata byliśmy na Sycylii i na śniadania serwowaliśmy sobie cornetto semplice i cafe latte (ja) oraz cornetto con cioccolata z szatańskim espresso (niewłoski Paolo). Colazione z widokiem na piazza, drzewa oliwne lub morze, przy dźwiękach cykad, trąbienia skuterów, krzykach witających się sąsiadów.
I chociaż z naszego tarasu widok na łany zboża, kawa podana we włoskiej filiżance, na ścianie przybite menu rodem z sycylijskiej knajpki - to jednak czegoś brakuje, dusza się człowiekowi wyrywa. A w tym roku chwilowy rozbrat z Italią... Ale za rok...

Wieczorem zadzwoniła Magdalena, żeby podziękować za kartkę z Taorminy, którą właśnie otrzymała, po roku od jej wysłania...

Ps. Może ktoś poleci jakąś dobrą włoską komedię? Fantozzi, "Mine vaganti" i "Il mostro" - zaliczone!

poniedziałek, 11 lipca 2011

vicino - parte 2


Toskańskie przysłowie mówi: "Dobry sąsiad jest wart tuzina krewnych". Powiedzenie stare, ale wciąż żywe w Toskanii i na południu Włoch. Sprawdza się ono jak nic, gdy mamma Vincenzo musi pożyczyć od Valerii dwie szkanki cukru potrzebne do upieczenia panettone, gdy angina rozkłada na łopatki ciotkę Silvię i trzeba prosić vicino Lorenzo, żeby poszedł do apteki (jak na złość dzień wcześniej ciotka Silvia obraziła się śmiertelnie na mamę Vincenzo, więc nie ma po co ją zawiadamiać o chorobie - będzie miała wyrzuty sumienia, gdy biedna, schorowana Silvia umrze z powodu gorączki, osamotniona w wielkim domu).

Co robi Italiano, gdy nie może wyjść z casa po zakupy, bo akurat pilnuje wnuka lub ogląda 5897 odcinek Beautiful? Krzyczy przez okno do Nino, żeby kupił na targu u Enzo pomidory lub jeśli mieszka w pewnej odległości od jakiegokolwiek sąsiedzkiego okna, spuszcza ze swojej finestra koszyk lub wiadro z pieniędzmi, czatując na przechodzącą Danielę, która każdego dnia w południe wędruje z wielką siatą na mercato.
Vicino jest obok, służy pomocą i radą. Zaprasza na wspólne biesiadowanie, wprasza się na niedzielne obiady i sprawia, że człowiek wciąż wierzy, że jeszcze na świecie istnieje bezinteresowna życzliwość.
U mnie ta wiara ożywa zawsze, gdy wracam do Włoch...