środa, 28 marca 2012
Roma - l'ombelico del mondo (parte 2)
W Rzymie nie można się nie zakochać. A jak człowiek się zakocha, to wszystkie miasta świata, miejsca, które widział, przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.
Gdy się zobaczy Rzym o świcie, to już na zawsze będzie się o nim śnić. I śnię już trzeci dzień z rzędu. Sny takie realne, że czuję smak kawy pitej przy metro Ottaviano i zapach pomarańczy widocznych przez dziurkę zamka bramy na placu Kawalerów Maltańskich.
Słyszę gwar rozmów dochodzący z baru Luigiego, klaksony skuterów i krzyki ich właścicieli, muzykę płynącą z nurtem Tybru.
Rzym jest piękny. Cokolwiek powiem, napiszę - nie uda mi się słowami oddać tego, co się czuje, gdy wieczorną porą chodzi się na bosaka po nagrzanych kamieniach na placu św. Piotra i odkrywa się, że istnieją dwa punkty, z których patrząc, odnosi się wrażenie, że kolumnada ma tylko jeden, nie cztery rzędy.
Roma ma tysiące twarzy - raz jest królową chaosu, barw i pędu, kiedy indziej poraża ciszą i wywołuje zadumę nad upływem czasu. Wystarczy usiąść na kamieniu przy Colosseo lub zboczyć z utartych dróg zwiedzania i zanurzyć się w małe uliczki Zatybrza, by poczuć serce miasta.
Taka miłość nie umiera nigdy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie umiera, trwa wiecznie jak i Roma!
OdpowiedzUsuń