wtorek, 15 listopada 2011
poniedziałek, 14 listopada 2011
Berlusconi a casa?
Wczoraj świętowałam odejście Berlusconiego. Dzisiaj zaczęłam się zastanawiać, czy odszedł na dobre i czy jego odejście faktycznie coś zmieni.
Wtedy w łapy i oczy wpadł mi tekst Piotra Kowalczuka (zainteresowanych odsyłam do "Rzeczypospolitej" lub do krótkiego streszczenia poglądów autora na stronie http://italianonfiction.pl/rzeczpospolita-problemem-nie-jest-berlusconi-ale-sami-wlosi/) i zaczęłam myśleć. A ostatnio rzadko mi się to zdarza, bo nie mam na to czasu - bo albo guglam, stroję miny, straszę zjedzeniem nóżek i rączek, albo zmieniam pieluchy, karmię i znów zmieniam pieluchy. Więc zaczęłam myśleć... i przypomniała mi się pewna prawdziwa historia, która pięknie obrazuje poruszaną przeze mnie kwestię.
Raffaele osiągnął wiek emerytalny i ponieważ nie otrzymał żadnej wiadomości dotyczącej wysokości przyszłych dochodów, postanowił osobiście udać się do urzędu, by "tym pierdzącym w stołek darmozjadom przedstawić swoje zdanie". Urzędnik próbował znaleźć odpowiednie dokumenty, by poinformować "emeryta" o jego statusie. Niestety nic nie znalazł. Wyjaśnił więc Raffaele, że nie przyznano mu emerytury, bo samo osiągnięcie wieku emerytalnego jej nie gwarantuje. Trzeba pracować, bo praca w przeszłości ją gwarantuje. Raffaele zbulwersowany rzucił w stronę urzędnika kilka soczystych przekleństw, po czym oznajmił, że pracował i owszem w Małym Warsztacie Baffonego. Oczekiwana emerytura nie przyszła, przyszło za to wezwanie w sprawie pracy na czarno.
Czy Raffaele od początku wiedział, że nie ma prawa do emerytury i chciał spróbować ją wyłudzić, czy faktycznie nie zdawał sobie sprawy z tego, że należy pracować, żeby dostać emeryturę (i na pewno nie na czarno)?
Ilu jest takich Italiani? Kocham Włochów, ale widzę ich ułomności - łapówki, małe szwindle, kasowanie poza kasą. Tak... Czy odejście Berlusconiego coś zmieni? Sama nie wiem, ale chcę wierzyć, że tak.
Subskrybuj:
Posty (Atom)